22 cze 2014

"Krzyk Icemarku" - Stuart Hill - recenzja

Dzielna dziewczyna musi przeciwstawić się imperium, aby ocalić swoją ojczyznę, w porywającej opowieści fantasy, która łączy szybką akcję z fascynująco nakreślonymi postaciami. Po śmierci ojca uparta księżniczka Thirrin zostaje wojowniczą królową swojego kraju, Icemarku, broniąc go przed straszliwym najeźdźcą. Pomimo odwagi księżniczki i wsparcia ze strony Oskana, Syna Wiedźmy, zadanie okazuje się znacznie trudniejsze, niż Thirrin kiedykolwiek sobie wyobrażała. Musi zebrać armię, która dorówna przeciwnikowi. Trwa mroźna zima Icemarku, a bohaterka ma czas tylko do wiosny, żeby zjednoczyć dziwaczne stworzenia i przerażające potwory mieszkające zaraz za granicami jej ojczyzny. Czy pomysłowość i upór Thirrin pozwolą jej odnieść zwycięstwo? 


„Krzyk Icemarku” to kolejna powieść fantasy, w której ważą się losy królestwa. Można by pomyśleć, że sporo w ostatnim czasie ukazało się podobnych utworów, i nic nowego już nas ani nie zaskoczy, ani nie zachwyci. Stuart Hill stworzył natomiast historię, która porywa za serce Czytelnika, i nawet może nas chwilami zaskoczyć.

Czytając ten utwór miałam wrażenie, że Stuart stworzył swój świat czerpiąc z bajki o królowej śniegu dodając do tego kilka interesujących elementów. Kaina skuta lodem, stojąca na pograniczu wielkiej wojny staje się nam bliższa niż mogłoby się początkowo wydawać. Przekrój postaci jest naprawdę różnorodny, są wilkoludzie (nieco inne od wilkołaków jakie do tej pory poznaliśmy), wampiry (które z pewnością nie iskrzą się w słońcu), czarownice, tajemniczy mieszkańcy lasu posiadający dwóch władców – Króla Ostrokrzewu i Króla Dębu, wielki śnieżne pantery, a pomiędzy tym całym dziwnym zbiorowiskiem żyją ludzie. 

Thirrin jest jeszcze dziewczynką gdy ją poznajemy. Mając naście lat musi zmierzyć się z ogromnym brzemieniem. Na szczęście jest w tym wszystkim osamotniona. Ma u boku doradców, którzy wykazali się wiedzą i instynktem, i którzy z pewnością nie pozwolą jej zginąć. Po śmierci ojca, staje na czele armii i kraju, musi dorosnąć i stać się odpowiedzialną osobą w dość krótkim czasie. 

Kroniki Icemarku
Jeśli chodzi o moje prywatne odczucia co do powieści to muszę powiedzieć, że byłam miło zaskoczona, choć czasem odczuwałam, iż niektóre sytuacje są wymuszone i mało prawdopodobne. Niemniej ogólna ocenia wypada pozytywnie. Pierwszą rzeczą jaka mnie nieco odrzuciła, było to, że nasza główna bohaterka jest jeszcze tak młoda. Moim zdaniem, to że udało jej się zdobyć tylu sojuszników jest mocno naciągane i mało prawdopodobne. Drugą sprawą jest walka jaką toczy w ostatecznym starciu z dowódcą wrogich wojsk. Nie wydaje mi się, aby dziewczynka podołała takiemu starciu. No dobrze, to w sumie tyle jeśli chodzi o to czego mogłabym się czepiać. Jeśli natomiast chodzi o resztę nie mam nic do zarzucenia. Akcja dzieje się bardzo szybko, wydarzenia rozgrywają się w równomiernym tempie prowadząc nas do punktu kulminacyjnego. 

Podsumowując utwór Stuarta Hilla mogę śmiało stwierdzić, że jestem
pozytywnie zaskoczona poziomem powieści oraz samym opowiedzeniem historii. Utwór jest ciekawy, choć nie trzyma nas w ciągłym napięciu i wiele spraw da się przewidzieć, czyta się go przyjemnie i szybko. Jest to dobra książka dla kogoś kto szuka niewymagającej lektury, która oderwie go od codzienności. Jest to fantastyka w nieco lżejszym wydaniu. polecam osobom, którym spodobały się książki Cindy Williams-Chimy, to będzie coś dla Was. Według mnie książka powinna otrzymać 4.5/6, mam jednak nadzieję poznać dalsze losy Thirrin i jej przyjaciół, ponieważ szczerze ich polubiłam. 




za książkę dziękuję wydawnictwu Galeria Książki :)


a tak wygląda okładka do części pierwszej w innych krajach.
Zdecydowanie wolę naszą ;) a Wy?

1 komentarz:

  1. Może jestem jakaś dziwna, ale nie przepadam z książkami, rozgrywającymi się w zimowej atmosferze, może to z powodu mojej nienawiści do tej pory roku, a może po prostu wolę ciepełko? :-P Nieważne ;-) Szczerze, jakoś średnio mnie do niej ciągnie, głównie z powodu wieku bohaterki. Wiem, że to fantasy, ale nie lubię aż TAK nierealistycznych opowieści. Dziecko na czele armii? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Choć historia zna przypadki, kiedy tron zajmowały dzieci, to nigdy nie były one pozostawiane same sobie... Myślę, że raczej nie sięgnę po książkę, chyba, że przypadkiem wpadnie mi w ręce kiedy nie będę miała nic lepszego do czytania ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!