30 wrz 2011

"Adamantowy Pałac" - Stephen Deas - recenzja

„Tak. Istnieją zdecydowanie gorsze miejsca.”
W dzisiejszych czasach większość stworzeń z mitów i baśni, tych prawdziwych baśni, jest wegetarianami a książki bardzo słabe są najgłośniej zachwalane. Naprawdę trudno spotkać się z powieścią fantasy godną uwagi. Biorąc tę książkę do ręki, miałam nadzieję na fantasy, w którym smoki będą przebiegłe, dzikie, inteligentne a przede wszystkim ogromne. Liczyłam na podróż w baśniowy świat i oderwanie się od ponurej rzeczywistości. Najwyraźniej Stephen Deas myśli podobnie, ponieważ napisał „Adamantowy Pałac”. To pierwszy tom sagi noszącej nazwę „Pamięć płomieni”.

W Smoczej Krainie panuje pokój. Rzecznik Hyram jest u kresu swego panowania, które trwało dziesięć lat, i musi wybrać swojego następcę. Jednak mimo, że wszystko wygląda tak pięknie i spokojnie, pozory mylą. W Krainach wrze od intryg, spisków oraz zdrad. Wielu pragnie przejąc kontrolę nad armią, która liczy setki potężnych smoków. Jak daleko potrafi posunąć się człowiek, aby zyskać taką władzę? Ile osób zabije, aby zwyciężyć? Ile zdrad może się dopuścić? Kim są tajemniczy Taiytakei? Jaką rolę w tym wszystkim pełnią Alchemicy i Łuski? Jaki los spotka Śnieżycę? Wątki mnożą się bardzo szybko.

Gdy na początku wspominałam o ogromnych smokach, miałam na myśli stworzenia wykreowane przez Stephena Deasa. Jego smoki imponują rozmiarem, inteligencją, swoją przebiegłością i bezwzględnością, oraz dominują nad każdą inną forma życia. Sposób ich opisania zachwyca czytelnika. Choc na ziemi są niezgrabne, w powietrzu zachwycają swoim majestatycznym i spokojnym lotem. Szczególnie moment ich lądowania zapada w pamięci. Aby zrozumieć, o czym piszę, trzeba samemu wczytać się w lekturę. Trochę szkoda, że zeszły one na drugi plan. Jednak nie zawsze były posłuszne człowiekowi i jego zachciankom. W dawnych czasach to one rządziły światem – człowiek był dla nich jedynie zdobyczą. Wreszcie ktoś pokazał prawdziwą naturę smoka. Tu brutalne i okrutne, planują krwawą zemstę na swych oprawcach.

„Adamantowy Pałac” skupia się nie tylko na smokach, to tylko jeden z wielu wątków. Od początku akcja rwie się do przodu. Autor nie boi się ryzykować. Pomiata bohaterami, knuje spiski i burzy porządek, a na końcu i tak okazuje się, że jest jeszcze gorzej niż nam się wydawało.

Pierwszy tom sagi wciąga w swoją fabułę, niczym wir morski. Kiedy po całym dniu w pracy zabrałam się za czytanie tej książki, byłam naprawdę zaskoczona tym, że ta historia pochłonęła mnie całkowicie. Gdy skończyłam było już bardzo późno w nocy, nawet nie miałam pojęcia, że spędziłam tyle czasu przy lekturze. Niewiele jest książek, które potrafią mnie aż tak zaciekawić.

Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie wydanie książki. Zacznę od okładki. Bardzo kolorowa, a mimo to wyrazista. Grafik pięknie się tu spisał. Szkoda tylko, że smok na okładce nie jest biały, a dlaczego dowiecie się czytając książkę. Grzbiet książki jest prosty i czytelny, na półce prezentuje się całkiem nieźle. W środku mamy kilka mapek oraz drzew genealogicznych. Jedna z nich obrazująca układ Pałacu wygląda, jakby rysowało ją dziecko, co mi jednak nie przeszkadzało. Kolejny rysunek przedstawia Smocze Krainy. I ten właśnie obraz jest bardzo przydatny podczas czytania książki. Podobnie ma się sprawa dotycząca drzewek, ponieważ przy tak zawiłej fabule łatwo się zgubić, a uwierzcie mi – jest zakręcona jak rollercoaster.

Znajdziemy tutaj także dużo dynamicznych dialogów, prosty i czasem wulgarny język a wszystko to razem powoduje, że książkę czyta się naprawdę szybko. Krótkie rozdziały, w których zamknięte są wątki, dodatkowo podsycają zainteresowanie czytelnika.

Postacie również są bardzo ciekawe. Nie można powiedzieć, że nie są oryginalne bądź ciekawe. Szczególnie interesujący jest książę Jehal, zwany też księciem Żmiją. Ma pokręcony umysł, swoją postawą uosabiając wszystkie przywary arystokracji. Jest podstępny, okrutny i myśli tylko o sobie, a przede wszystkim jest bardzo niebezpieczny. Nie znajdziemy tu rycerza na białym koniu, który ratuje księżniczkę z wieży. Bohaterowie są tu pełni wad i sprzeczności, ich zachowanie i postępowanie nie jest godne pochwały, jednak właśnie to nas do nich przyciąga. Nie potrzebujemy kolejnego nudnego księcia, potrzeba nam kogoś sprytnego i zuchwałego. Kogoś, kto potrafi dążyć do wyznaczonego sobie celu, pomimo że czasem robi to za wszelka cenę. Bo dlaczego mamy nie oderwać się od nudnej rzeczywistości?

Zważając, że jest to debiut Stephena Deasa, jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem. Deasowi udało się przywołać smoki, w dodatku te najbardziej krwiożercze i pozbyte z wszelkich moralnych ograniczeń właściwych Małym Stworom, jakie tylko można sobie wymarzyć. Choć brakuje mi tutaj batalii w epickim stylu, z czystym sumieniem mogę ocenić książkę na 5/6!

Książkę otrzymałam od ParanormalBooks.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz!