30 wrz 2011

FRAGMENT "Łotr" - Trudi Canavan

Poniżej fragment "Łotra" autorstwa Trudi Canavan. Zapraszam do lektury :)




Jak mówi sachakańska tradycja, tak zamierzchła, że nikt
nie pamięta jej początków, lato zawiera w sobie pierwiastek
męski, a zima – kobiecy. Przez całe wieki zwierzchniczki
i prorokinie Zdrajców twierdziły, że przesądy
dotyczące kobiet i mężczyzn – zwłaszcza kobiet – są całkowicie
absurdalne. Zwykli ludzie byli jednak przekonani,
że pora roku wywierająca największy wpływ na ich życie
miała wiele cech kobiecych. Zima, bezlitosna i wszechwładna,
zbliżała do siebie walczących o przetrwanie.
Za to dla mieszkańców nizin i pustyń Sachaki sprawy
miały się odwrotnie – to właśnie zima była wybawieniem,
przynosząc deszcze, tak potrzebne uprawom i zwierzętom.
Lato było okrutne, suche i jałowe.
Kiedy Lorkin spieszył z Herbery, głowę zaprzątała mu
jedynie myśl, że w dolinie jest zimniej, niż się spodziewał.
Panujący w powietrzu chłód niósł z sobą groźbę śniegu
i lodu. Młodemu magowi wydawało się, że nie spędził
w Azylu aż tyle czasu, aby zima była już tak ostra. Minęło
zaledwie kilka miesięcy, od kiedy stanął w progu sekretnego
domu sachakańskich buntowników. Wcześniej
przemierzał ciepłe, suche niziny, salwując się ucieczką
w towarzystwie kobiety, która uratowała mu życie.
12
Tyvara. Poczuł w piersi niepokojący, ale dziwnie przyjemny
ucisk. Odetchnął głęboko i przyspieszył kroku.
Miał zamiar zignorować to uczucie z taką samą stanowczością,
z jaką Tyvara ignorowała jego.
Przecież nie znalazłem się tu tylko dlatego, że się w niej
zakochałem, wmawiał sobie. Honor nakazywał mu bronić
Tyvary przed jej ludem, gdyż uratowała mu życie. Zabiła
skrytobójczynię, która próbowała go uwieść i zamordować,
ale – podobnie jak Tyvara – również należała do
Zdrajców. Riva działała w imieniu frakcji, która uważała,
że powinien zostać ukarany, ponieważ Akkarin, jego
ojciec i były Wielki Mistrz, nie dotrzymał układu zawartego
ze Zdrajcami wiele lat temu. We frakcji nikt nie przyznał
się do zlecenia Rivie zabójstwa Lorkina. Oznaczałoby
to działanie sprzeczne z życzeniami Królowej, więc całą
inicjatywę przypisano skrytobójczyni.
Wśród buntowników także są buntownicy, zadumał się
Lorkin.
Jego obrona może i uratowała Tyvarę przed egzekucją,
jednak kobieta nie uniknęła kary. Być może to właśnie
obowiązki, które wyznaczyła jej rodzina Rivy, sprawiały,
że nie zbliżała się do niego. Cierpiał samotność obcego
w obcym kraju, bez względu na jej przyczynę.
Dotarł prawie do stóp klifu otaczającego dolinę. Spoglądając
na niezliczone okna i drzwi wykute w zboczach
urwiska, pomyślał, że nadejdzie dzień, gdy poczuje się
tu jak w pułapce. Nie z powodu ostrej zimy, która zmusi
go do pozostania, ale dlatego, że cudzoziemcowi, który
znał już przybliżone miejsce pobytu Zdrajców, nigdy nie
pozwolono by odejść.
Za tymi oknami i drzwiami znajdowały się pomieszczenia,
które mogłyby dać schronienie populacji małego
13
miasta. Ich rozmiary były różne – od zagłębień małych
jak spiżarnie po sale wielkości Rady Gildii. Większości
z nich nie wykuto głęboko w skale z powodu niegdysiejszych
wstrząsów i zawaleń – ludzie czuli się bardziej komfortowo,
mieszkając na tyle blisko zewnętrznej ściany, by
w razie potrzeby móc ratować się szybką ucieczką.
Niektóre korytarze prowadziły znacznie głębiej. To tam
mieściły się posiadłości magów Zdrajców – kobiet, które
rządziły tym miejscem, mimo że utrzymywały, iż w ich
społeczności wszyscy są równi. Życie głębiej pod ziemią
nie przeszkadzało im prawdopodobnie dlatego, że mogły
użyć magii, aby ochronić się w razie zawalenia. A może
chcą być blisko jaskiń, gdzie powstają magiczne kryształy
i kamienie.
Na tę myśl Lorkina przeszedł dreszcz ekscytacji. Przerzucił
skrzynię na drugie ramię i wkroczył łukowatą bramą
do miasta. Może dzisiaj się dowiem.
Skalne korytarze pełne były robotników wracających
do swoich rodzin. W pewnym momencie dzieci dwojga
Zdrajców, którzy przystanęli, aby porozmawiać, zastąpiły
Lorkinowi drogę.
– Przepraszam – powiedział automatycznie, próbując
je ominąć.
Zarówno dorośli, jak i dzieci wyglądali na rozbawionych.
Kyraliańskie maniery intrygowały wszystkich Sachakan.
Ashaki i ich rodziny, potężne ludy nizin, mieli
zbyt wielkie poczucie wyższości, aby wyrażać wdzięczność
za przysługi. Uważali, że dziękowanie niewolnikom
za coś, co i tak musieli zrobić, było niedorzeczne. Mimo
że Zdrajcy nie uznawali niewolnictwa, a ludność w ich
społeczności była równa, nie przejawiali zbyt dobrych
manier. Na początku Lorkin próbował zachowywać się
14
tak jak oni, ale nie chciał zatracić swojej uprzejmości, aby
jego własny lud nie uznał go za gbura, gdyby miał kiedyś
wrócić do Kyralii.
Niech Zdrajcy myślą sobie, że jestem dziwny. Lepsze to,
niż gdyby mieli uważać, że jestem niewdzięcznikiem albo
trzymam się na uboczu.
Zdrajcy nie byli jednak wrogo nastawieni ani pozbawieni
życzliwości. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni byli
zaskakująco serdeczni. Niektóre kobiety próbowały go
nawet zwabić do swego łoża, ale grzecznie odmawiał. Może
jestem głupcem, ale jeszcze nie zrezygnowałem z Tyvary.
W pobliżu sali opieki, miejskiego odpowiednika lecznicy,
gdzie pracował przez większość czasu, zwolnił krok,
aby złapać oddech. Salę prowadziła Kalia, nieofi cjalna
przywódczyni frakcji, która zleciła jego egzekucję. Nie
chciał, żeby z jakiegokolwiek powodu myślała, że spieszył
się z powrotem albo że zależało mu, by skończyć zmianę
o czasie. Gdyby stwierdziła, że Lorkin chce wyjść, przydzieliłaby
mu jakieś zadanie, aby go zatrzymać. Wiedział
też, że kiedy chwilowo nie miał się czym zająć, nie powinien
siedzieć i odpoczywać, bo Kalia znalazłaby mu coś
do roboty, najchętniej coś nieprzyjemnego i zbędnego.
Jeśliby jednak wszedł do środka powolnym krokiem,
jak gdyby w ogóle nie gonił go czas, mogłaby ukarać go
i za to. Przyjął więc swoją zwyczajną spokojną i stoicką
postawę. Kalia dostrzegła go, przewróciła oczami i za
pomocą magii odebrała od niego skrzynię.
– Dlaczego nigdy nie wpadniesz na to, żeby użyć swoich
mocy? – westchnęła i odwróciła się, odkładając skrzynię
do składu.
Zignorował jej pytanie. Nie chciałaby słuchać o Mistrzu
Rothenie, jego starym nauczycielu z Gildii, który
15
uważał, że mag nie powinien całkowicie zastępować wysiłku
fi zycznego magią, aby nie utracić sił i zdrowia.
– Pomóc ci w tym? – zapytał. Skrzynia była wypełniona
ziołami, z których miały powstać leki – chciałby poznać
receptury niektórych z nich. Spojrzała na niego wilkiem.
– Nie. Zajmij się pacjentami.
Wzruszył ramionami, skrywając frustrację, i odwrócił
się, by spojrzeć na przestronną salę główną. Niewiele się
zmieniło od poranka, kiedy zaczął pracę. Łóżka ustawione
były w rzędach. Tylko nieliczne z nich były zajęte. Kilkoro
dzieci dochodziło do siebie po typowych dziecięcych
chorobach lub urazach, starsza kobieta zaś pielęgnowała
złamaną rękę. Wszyscy spali.
To Kalia wpadła na pomysł, żeby pracował w sali opieki.
Był pewny, że chciała w ten sposób poddać próbie jego
postanowienie, by nie uczyć Zdrajców leczenia za pomocą
magii. Do tej pory nie trafi ł na pacjentów, którzy mogliby
nie przeżyć z powodu choroby lub ran możliwych do wyleczenia
wyłącznie magią, ale taki dzień musiał w końcu
nadejść. Gdyby tak się stało, Kalia zapewne otwarcie
okazałaby wrogość. Miał plan, aby się jej przeciwstawić,
jednak za jej matczynym wyglądem i postawą krył się
przebiegły umysł. Mogła już znać jego intencje. Jedyne, co
mu pozostało, to oczekiwanie.
Teraz jednak nie mógł czekać. Musiał być gdzie indziej.
Z każdą mijającą chwilą był coraz bardziej spóźniony,
więc poszedł za Kalią do składu.
– Wygląda na to, że masz mnóstwo pracy – zauważył.
Nie spojrzała na niego.
– Tak. Na całą noc.
– Nie zmrużyłaś oka od wczoraj – przypomniał jej. –
Nie wyjdzie ci to na dobre.
16
– Nie bądź głupi – odburknęła, rzucając mu piorunujące
spojrzenie. – Świetnie sobie radzę bez snu. Trzeba to
załatwić właśnie teraz. I musi zrobić to ktoś, kto zna się
na rzeczy. – Odwróciła się. – Idź. Zrób sobie wolne dziś
w nocy.
Lorkin nie dał jej szansy na zmianę zdania. Uśmiechnął
się do siebie krzywo i wymknął się z sali opieki.
Uzdrowiciele z Gildii wiedzieli, jak źle na organizm wpływa
brak snu, gdyż wyczuwali efekty tego braku. Zdrajcy
nie byli świadomi swojego błędu, ponieważ nie potrafi li
leczyć przy użyciu magii, i twierdzili, że przespana noc to
zbędny luksus.
Nie próbował ich przekonywać, że jest inaczej, gdyż
wspominanie o rzeczach, o których nie posiedli wiedzy,
było nietaktowne. Wiele lat temu jego ojciec przyrzekł
Zdrajcom, że nauczy ich uzdrawiania w zamian za wiedzę
na temat czarnej magii, mimo że Gildia nie upoważniła
go do przekazywania takich informacji, a przede wszystkim
– mimo że czarna magia była dla magów Gildii
zakazana.
W tym czasie śmiertelna choroba zabrała Zdrajcom
wiele dzieci, a znajomość magii uzdrowicielskiej mogła
je uratować. Czarna magia pozwoliła Akkarinowi
umknąć jednemu z ichanich, u którego był niewolnikiem,
i wrócić do Kyralii, lecz nigdy nie powrócił do Sachaki,
aby wywiązać się ze swojej części umowy. Lorkin
zastanawiał się nad różnymi powodami postępowania
ojca, od kiedy dowiedział się o złamanej przez niego
obietnicy. Akkarin wiedział, że brat człowieka, który go
więził, planował najechać Kyralię. Być może czuł, że jego
obowiązkiem jest najpierw poradzić sobie z tym właśnie
zagrożeniem. Możliwe, że nie mógł poinformować Gildii
17
o niebezpieczeństwie, nie ujawniając jednocześnie, że posiadł
wiedzę na temat zakazanej czarnej magii. Albo też
uznał samotny powrót do Sachaki za zbyt niebezpieczny,
związany z ryzykiem ponownego schwytania przez ichanich
lub zemsty brata swojego dawnego pana.
A może nigdy nie zamierzał dotrzymać umowy. Przecież
Zdrajcy wiedzieli o jego tragicznej sytuacji, zanim
zaproponowali pomoc, a cały czas pomagali innym –
głównie kobietom z Sachaki – nie upominając się o zapłatę.
Fakt, że nie pomogli Akkarinowi odzyskać wolności,
dopóki nie było to dla nich opłacalne, z całą pewnością
dowodził, jak bardzo potrafi li być bezwzględni.
Korytarze miasta już nieco opustoszały, więc Lorkin
mógł iść szybciej, a nawet biec, gdy nikt nie patrzył. Jeżeli
ktoś z frakcji Kalii zauważyłby jego pośpiech, mógłby jej
o tym donieść.
Tutejsze życie odbiegało od przedstawianego przez
Tyvarę obrazu społeczeństwa spokojnego – albo nawet
sprawiedliwego, mimo zasad równości panujących wśród
Zdrajców. A jednak i tak radzą sobie lepiej niż inne kraje,
w szczególności lepiej niż pozostała część Sachaki. Nie
uznają niewolnictwa i ludzie wykonują pracę dobraną do
swoich umiejętności, a nie zgodną z ich pozycją w systemie
klasowym. Być może nie traktują równo kobiet i mężczyzn,
ale tak samo jest w innych społecznościach – tyle że na odwrót.
W większości kultur kobiety są traktowane znacznie
gorzej niż mężczyźni wśród Zdrajców.
Przyszedł mu na myśl nowy, a zarazem najbliższy przyjaciel
w Azylu, mężczyzna o imieniu Evar, z którym miał
się dziś spotkać. Młody mag zaprzyjaźnił się z Lorkinem
z ciekawości, ponieważ był on jedynym magiem w Azylu,
który nie był jeszcze z kobietą. Lorkin odkrył, że pierwsze
18
wrażenie, jakie odniósł na temat statusu mężczyzn będących
magami, było mylne: wcześniej zakładał, że skoro
mogą posługiwać się magią, Zdrajcy na pewno oferują
im te same możliwości nauki co kobietom. Prawda była
jednak taka, że wszyscy mężczyźni magowie urodzili się
z talentem magicznym – ich magia rozwijała się w sposób
naturalny, co zmuszało kobiety magów do zajęcia się ich
szkoleniem lub pozostawienia ich na pewną śmierć, gdy
tracili kontrolę nad swoją mocą. Wrodzone zdolności były
jedynym sposobem, w jaki mężczyźni wśród Zdrajców
mogli posiąść wiedzę o magii.
Jednak ci nieliczni szczęśliwcy, którzy mieli naturalny
talent, i tak nie dorównywali kobietom. Mężczyzn nie
uczono czarnej magii. Dzięki temu pośród magów nawet
słabe kobiety były silniejsze niż mężczyźni, gdyż mogły
zwiększyć swoją moc, gromadząc magię pobieraną od
innych.
Ciekawe, czy wpuszczono by mnie do Azylu, gdybym
znał czarną magię.
Porzucił jednak tę myśl, gdyż wreszcie dotarł na miejsce:
do pokoju mężczyzn. Była to duża sala dla męskiej
części Zdrajców, którzy byli już na tyle dojrzali, że nie
mieszkali z rodzicami, ale kobiety nie wybrały ich jeszcze
na swoich partnerów.
Evar rozmawiał z dwoma innymi mężczyznami, ale porzucił
ich towarzystwo, gdy zobaczył Lorkina wchodzącego
do sali. Podobnie jak większość mężczyzn tej społeczności
był szczupły i drobnej budowy, w przeciwieństwie
do typowych wolnych Sachakan zamieszkujących niziny,
którzy zwykle byli wysokiego wzrostu i mieli szerokie
ramiona. Nie po raz pierwszy Lorkin zastanawiał się, czy
19
mężczyźni wśród Zdrajców jakimś dziwnym sposobem
nie maleli, dostosowując się do swojej pozycji społecznej.
– Evarze – rzekł Lorkin. – Przepraszam za spóźnienie.
Evar wzruszył ramionami.
– Zjedzmy coś.
Lorkin zawahał się, lecz ruszył za innymi do miejsca,
w którym gotowano strawę, gdzie podano garnek gorącej
zupy przyrządzonej przez jednego z mężczyzn. Tego nie
było w planie. Czyżby się spóźnił? Czy Evar się rozmyślił?
– Nadal wybieramy się na ten spacer, o którym mówiłeś?
– zapytał, starając się zachować jak największą obojętność.
Evar przytaknął.
– Jeśli nie zmieniłeś zdania. – Pochylił się bliżej. – Kilka
twórczyń kamieni pracuje do późna – powiedział szeptem
młody mag. – Trzeba zaczekać, aż skończą i wyjdą.
Lorkin poczuł ucisk w żołądku.
– Jesteś przekonany, że chcesz to zrobić? – spytał, kiedy
podeszli do jednego z długich stołów, zajmując miejsca na
końcu, w pewnej odległości od jedzących już mężczyzn.
Evar pogryzł jedzenie, przełknął i uśmiechnął się do Lorkina
uspokajająco.
– Nic z tego, co zamierzam ci pokazać, nie jest tajemnicą.
Każdy, kto chce, może się temu przyjrzeć, pod warunkiem
że ma przewodnika, siedzi cicho i nie plącze się
pod nogami.
– Ale ja nie jestem jak każdy.
– Powinieneś być jednym z nas. Z tą różnicą, że tobie
zabroniono odejść. Cóż, gdybym ja próbował odejść, to
bez zezwolenia też nie zaszedłbym daleko, a zgody na to
raczej nie dostanę. Nie lubią, gdy zbyt wielu Zdrajców
przebywa poza miastem. Każdy szpieg to ryzyko, nawet
20
jeśli ma kamień blokujący czytanie myśli. Co by było,
gdybyś trzymał kamień w ręce, a ktoś by ci ją uciął?
Twarz Lorkina wykrzywił grymas.
– Nawet gdyby tak było, to wątpię, żeby komuś podobało
się, że tu jestem – odparł, wracając do tematu. – Albo
że mnie tam zabierasz.
Evar przełknął ostatni kęs posiłku.
– Pewnie nie. Ale droga cioteczka Kalia mnie uwielbia.
Choć Lorkin nigdy nie widział, by Kalia po przyjacielsku
gawędziła z Evarem, wyglądało na to, że rzeczywiście
akceptuje swojego siostrzeńca.
– Będziesz to jeszcze jadł?
Lorkin pokręcił głową i odsunął na bok resztę swojej
porcji. Był zbyt zdenerwowany, żeby się najeść. Przyjaciel
spojrzał krzywo na nieopróżnioną miskę, ale nic nie
powiedział, tylko po prostu dokończył resztki. Ponieważ
ilość ziemi pod uprawy i hodowlę była ograniczona,
Zdrajcy nie pochwalali marnotrawstwa, a Evar był zawsze
głodny. Wstali, posprzątali, spakowali swoje sztućce i wyszli
z pokoju mężczyzn. Lorkin niecierpliwie wyczekiwał
tego, co miał zobaczyć, choć jego żołądek skręcał się
w niepewności.
– Przejdziemy jednym z tylnych wejść – szepnął Evar. –
Mniejsza szansa, że zauważą, jak wchodzisz.
Kiedy wędrowali przez miasto, Lorkin zastanawiał się
nad swoimi oczekiwaniami. Gildia przez wieki utrzymywała,
że prawdziwe przedmioty magiczne nie istnieją.
Istnieją najwyżej zwykłe rzeczy obdarzone odpornością
na zniszczenie lub o ulepszonych właściwościach – na
przykład magicznie wzmocnione budynki czy błyszczące
ściany Uniwersytetu. Zostały bowiem wykonane z materiału,
w którym działanie magii było powolne, toteż
21
jej skutek utrzymywał się długo po tym, jak magowie
przestawali nad nim pracować. Nawet szklane krwawe
klejnoty nie były magiczne. Służyły przekazywaniu mentalnych
wiadomości pomiędzy noszącym a twórcą w sposób
uniemożliwiający podsłuchiwanie innym magom, ale
nie zawierały w sobie magii.
Podejrzewał jednak, że niektóre klejnoty w Azylu ją
zawierały. Większość z nich była podobna do krwawych
klejnotów, ponieważ przekształcały przesyłaną do nich
magię, aby mogła służyć odpowiedniemu celowi. W innych
prawdopodobnie była przechowywana w gotowości
do użytku. Wszyscy Zdrajcy, którzy zapuszczali się poza
swoją ukrytą siedzibę, mieli pod skórą maleńki kamień.
Nie tylko pozwalał on chronić ich umysły przed dostępem
sachakańskich magów, ale umożliwiał także wysyłanie
nieszkodliwych, bezpiecznych myśli. Korytarze i sale
miasta rozjaśniały mieniące się światłem klejnoty. W sali
opieki, gdzie Lorkin zajmował się chorymi, znajdowało
się kilka kamieni o pożytecznych właściwościach, od
emitujących ciepły blask lub delikatne wibracje dające
ukojenie bolącym mięśniom po takie, którymi można
było przypalać rany.
Jeżeli historyczne zapisy, na które trafi li Lorkin i Dannyl,
zawierały prawdziwe informacje, oznaczało to, że
w klejnotach mogły się kumulować ogromne pokłady
magii. Wiele lat temu taki kamień magazynujący istniał
w Arvice, stolicy Sachaki. Według Chari, kobiety, która
pomogła Lorkinowi i Tyvarze dotrzeć bezpiecznie do
Azylu, Zdrajcy wiedzieli o istnieniu kamieni magazynujących,
ale nie potrafi li ich tworzyć. Może mówiła prawdę,
a może kłamała, aby chronić swój lud.
22
Jeżeli gdzieś istniała wiedza na temat takich kamieni,
mogła uwolnić Gildię od konieczności zezwalania niektórym
magom na naukę czarnej magii na wypadek kolejnego
ataku Sachakan. Zamiast tego można by magazynować
energię magiczną, która mogłaby posłużyć obronie kraju.
Dlatego właśnie podjął ryzyko wyprawy do jaskiń
twórczyń kamieni. Nie chciał się uczyć, jak wytwarzać
kamienie, chciał potwierdzenia, że posiadały one potencjał,
który miał nadzieję w nich odnaleźć. Wtedy być może
mógłby wynegocjować pewien układ pomiędzy Gildią
a Zdrajcami: wytwarzanie kamieni w zamian za uzdrawianie.
Taka wymiana przyniosłaby korzyść obu ludom.
Wiedział, że musiałby się napracować, aby przekonać
Zdrajców do takiej umowy. Od wieków ukrywając się
przed ashakimi, ściśle chronili swoją siedzibę i sposób
życia. Nie uznawali komunikacji mentalnej, aby nie przyciągać
uwagi do miasta. Jedynymi Zdrajcami, którym
pozwalano opuszczać dolinę, byli – z kilkoma wyjątkami
– szpiedzy.
Kiedy jednak Lorkin podążał za Evarem coraz głębiej
siecią korytarzy, martwił się, że jest za wcześnie na wizytę
w jaskiniach. Nie chciał, aby Zdrajcy mieli powód, by mu
nie ufać.
Mogło się przecież okazać, że – jako cudzoziemca – nigdy
w pełni go nie zaakceptują. Chciał jedynie, aby zaufali
mu na tyle, by mógł ich przekonać do handlu z Gildią
i Krainami Sprzymierzonymi. W końcu może do nich dotrzeć,
że ofi cjalnie nie zabroniono mi odwiedzania jaskiń,
i zrobią coś w tej sprawie. Muszę zaryzykować właśnie
teraz.
Evar miał odmienne zdanie: „Zdrajcy podejmują własne
decyzje, a właściwie nie pozwalają, aby decydowali za
23
nich inni. Jeżeli chcesz, żebyśmy coś zrobili, musisz nas
przekonać, że pomysł wyszedł od nas. Jeśli ktoś się dowie,
że byliśmy w jaskiniach, przynajmniej przypomnisz
wszystkim, że mamy coś, czego w zamian za uzdrawianie
może chcieć Gildia”.
– Jesteśmy na miejscu – powiedział Evar, odwracając się
do Lorkina.
Korytarz był tak wąski, że nie mogli iść obok siebie.
Evar zatrzymał się przed otworem w bocznej ścianie.
Ponad jego ramieniem Lorkin dostrzegł jasno oświetlone
pomieszczenie. Serce podskoczyło mu w piersi.
Jesteśmy na miejscu!
Evar skinął na niego i wszedł do sali. Idąc za nim, młody
mag wodził oczami po olbrzymiej przestrzeni. W zasięgu
wzroku nie było innych osób. Spojrzał na ściany
i zaparło mu dech w piersi.
Były pokryte masami mieniących się, barwnych klejnotów.
Na początku zdawało mu się, że były rozmieszczone
nieregularnie, kiedy jednak przyjrzał się kolorom, zdał
sobie sprawę, że kryształy tworzą pasma, łuki i plamy
o podobnych odcieniach. Odwrócił się, aby obejrzeć drugą
ścianę, i zobaczył, że kamienie mają różne rozmiary,
od maleńkich drobin po kryształy wielkości paznokcia.
Coś pięknego.
– Tutaj robimy kamienie świetliste – powiedział Evar,
wskazując olśniewającą część ściany i podchodząc do
niej. – To najłatwiejsze zadanie, co jest oczywiste, jeśli
zrozumiesz, jak powstają. Nie potrzeba nawet kamienia
duplikującego.
– Kamienia duplikującego? – powtórzył Lorkin. Evar
kiedyś o nich wspominał, lecz Lorkin nigdy do końca nie
pojął ich przeznaczenia.
24
– Takiego jak te. – Evar nagle zmienił kierunek i zaprowadził
Lorkina do jednego z wielu stołów w sali. Otworzył
drewnianą skrzynkę, w której na aksamitnej tkaninie
leżał pojedynczy klejnot. – W rosnących kamieniach
świetlistych musisz po prostu zaszczepić tę samą myśl,
która służy do wytworzenia światła za pomocą magii.
Ale jeśli chodzi o bardziej skomplikowane zastosowania,
łatwiej jest przypisać wzorzec do prawidłowo wykonanego
kamienia. Dzięki temu zmniejszasz ryzyko błędów
i tworzenia kamieni ze skazą. Możesz też stworzyć kilka
kamieni naraz.
Lorkin przytaknął. Wskazał inną część sali.
– A do czego służą te?
– Do postawienia i utrzymania bariery. Używa się ich
do tymczasowego powstrzymania wody albo osuwisk.
Spójrz tutaj…
Przeszli wszerz sali, podchodząc do ściany maleńkich
czarnych kryształków.
– Te będą blokowały czytanie myśli. Są tak skomplikowane,
że ich wytworzenie zajmuje dużo czasu. Byłoby
łatwiej, gdyby miały tylko ukrywać myśli osoby, która je
nosi, ale muszą też pozwolić jej na przekazywanie myśli,
których spodziewa się odczytujący, aby móc go zmylić.
– Evar wpatrywał się z podziwem w maleńkie kamienie. –
Nie są naszym wynalazkiem. Kupowaliśmy je od plemion
Duna.
Przez myśl Lorkina przemknęło ostrzeżenie Dannyla,
że wiedzę na temat tworzenia kamieni Zdrajcy wykradli
zamieszkującemu północ ludowi. Możliwe, że tylko plemiona
Duna zapatrywały się na to w ten sposób. A może
to kolejna niedotrzymana umowa, jak ta pomiędzy jego
ojcem a Zdrajcami.
25
– Wciąż z nimi handlujecie? – zapytał.
Evar pokręcił głową.
– Przewyższyliśmy ich pod względem wiedzy i umiejętności
całe wieki temu. – Spojrzał w prawo. – Tutaj są klejnoty,
które wypracowaliśmy sami. – Podeszli do skupiska
dużych kamieni o opalizującej powierzchni odbijającej
światło, przypominającej Lorkinowi wnętrze egzotycznych
polerowanych muszli. – To kamienie przyzywające.
Są jak krwawe klejnoty. Dzięki nim możemy się komunikować
na odległość, ale tylko poprzez kamienie wyhodowane
obok siebie. Nie jest łatwo śledzić, które z nich
są z sobą powiązane, dlatego cały czas musimy tworzyć
krwawe klejnoty.
– A dlaczego mielibyście przestać je tworzyć?
Evar spojrzał na niego zaskoczony.
– Chyba wiesz o ich niedoskonałościach?
– Niech pomyślę… Czyżby twórca tych tutaj miał nie
widzieć myśli noszącego przez cały czas?
– Właśnie, klejnot odbiera tylko wiadomość, którą wyśle
użytkownik, a nie wszystkie myśli i uczucia.
– Rzeczywiście, byłoby to ułatwienie. – Lorkin odwrócił
się w stronę sali. Wszędzie było całe mnóstwo skupisk
klejnotów, pod ścianami stały zaś stoły uginające się pod
ciężarem różnych przedmiotów. – A do czego służą te
kamienie? – spytał, wskazując dużą stertę.
Evar wzruszył ramionami.
– Nie wiem dokładnie. To chyba jakiś eksperyment. Coś
w rodzaju broni.
– Broni?
– Do obrony miasta na wypadek ataku.
Lorkin kiwnął głową i zamilkł. Pytania o broń mogłyby
wydać się podejrzane nawet nowemu przyjacielowi.
26
– Kamienie obronne muszą służyć czemuś, czego nie
potrafi ą jeszcze magowie – powiedział Evar. – Komuś,
kto ma za małe umiejętności, lub magowi, którego moc
się wyczerpała. Mam nadzieję, że poprawiają celność
ataków. Nie byłem zbyt dobry w magii bojowej, więc jeśli
ktoś miałby nas kiedyś zaatakować, będę potrzebował jak
największego wsparcia.
– A walczyłbyś w ogóle? – spytał Lorkin. – Z tego, co mi
wiadomo, w bitwach z czarnymi magami ludzie niskiego
pochodzenia, tacy jak my, przydają się tylko jako źródło
dodatkowej mocy. Prawdopodobnie oddalibyśmy naszą
moc czarnemu magowi, a potem by nas odesłano, żebyśmy
nie przeszkadzali.
Evar przytaknął i spojrzał na Lorkina z ukosa.
– Ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że nazywacie wyższą
magię czarną magią.
– W Kyralii czarny to kolor zagrożenia i mocy – wyjaśnił
Lorkin.
– Tak, mówiłeś już. – Evar odwrócił się, rozglądając się
po sali, jak gdyby szukał jeszcze czegoś, co mógłby pokazać
Lorkinowi. Nagle zrobił wielkie oczy i wydał z siebie
niski pomruk.
– Ojej.
Spojrzawszy w tym samym kierunku, Lorkin dostrzegł,
że łukowato sklepionym głównym wejściem do sali wkroczyła
młoda kobieta. Miał ochotę poszukać mniejszego
tylnego wyjścia; pewnie było kilka kroków od nich, ale
kobieta musiała ich zauważyć, zanim tu dotarli.
Chyba jednak wpakujemy się w te kłopoty, o których
mówiła nam Kalia.
Chwilę później kobieta podniosła oczy i zobaczyła ich.
Uśmiechnęła się do Evara, po czym jej wzrok powędrował
27
ku Lorkinowi i uśmiech znikł z jej twarzy. Zatrzymała się,
spojrzała na niego w zamyśleniu, odwróciła się i wyszła
z sali.
– Zobaczyłeś to, co chciałeś? Bo chyba pora wracać –
powiedział szybko Evar.
– Tak – odparł Lorkin.
Evar zrobił krok w kierunku wyjścia i zatrzymał się.
– Nie, chodźmy główną drogą. Lepiej, żebyśmy nie
sprawiali wrażenia winnych, skoro ktoś nas już zobaczył.
Wymienili ponure uśmiechy, odetchnęli głęboko i ruszyli
w kierunku przejścia, za którym zniknęła kobieta.
Byli już prawie przy łuku, kiedy pojawiła się kolejna, groźnie
spoglądająca. Zauważyła ich i podeszła.
– Co tu robicie? – zapytała Lorkina.
– Witaj, Chavo – rzekł Evar. – Przyszedł ze mną Lorkin.
Spojrzała na Evara.
– Widzę. Co on tu robi?
– Oprowadzam go – odpowiedział Evar. Wzruszył ramionami.
– Żadna zasada przecież tego nie zabrania.
Kobieta zmarszczyła brwi i spoglądała to na Evara, to
na Lorkina. Otworzyła usta, znów je zamknęła, a na jej
twarzy pojawił się wyraz poirytowania.
– Być może nie zabrania – odparła – istnieją jednak…
pewne inne względy. Wiesz, jak niebezpiecznie jest przeszkadzać
twórczyniom kamieni i je rozpraszać.
– Oczywiście, że wiem. – Mina i ton głosu Evara nabrały
powagi. – Dlatego zaczekałem, aż udadzą się do domów
na spoczynek, i nie zabrałem Lorkina do wewnętrznych
jaskiń.
Uniosła brwi.
– Nie do ciebie należy ocena, kiedy jest na to właściwa
pora. Otrzymałeś zezwolenie na to oprowadzanie?
Evar pokręcił głową.
– Nigdy wcześniej go nie potrzebowałem.
Widząc triumfujące spojrzenie Chavy, Lorkin zamarł.
– Powinieneś je mieć – powiedziała. – Trzeba to zgłosić,
a żadnemu z was nie wolno zniknąć mi z oczu, zanim
odpowiednie osoby o tym nie usłyszą i nie zdecydują, co
z wami zrobić.
Kiedy odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wejścia,
Lorkin spojrzał na Evara. Chłopak uśmiechnął się
i mrugnął. Mam nadzieję, że rzeczywiście nie potrzebujemy
tego zezwolenia, myślał Lorkin, gdy podążali za Chavą.
Mam też nadzieję, że nikt nie zapomniał mi powiedzieć
o prawie czy zasadzie, które powinienem znać. Mówczynie
zaleciły mu, żeby nauczył się praw Azylu i ich przestrzegał,
dlatego starannie się do tego przyłożył.
Nie potrafi ł jednak zachować takiej beztroski jak Evar.
Nawet jeśli obaj mieli rację, reakcja Chavy potwierdziła
obawy Lorkina: jego wizyta w jaskiniach nadwyrężyła
zaufanie Zdrajców. Miał tylko nadzieję, że nie pozwolił
sobie na zbyt wiele i nie zaprzepaścił wszelkich widoków
na handel z Gildią – albo na swój powrót do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz!