Bóg odszedł dawno temu, pozostawiając władzę w niepewnych rękach. A skoro nie wiadomo co dalej, najlepiej zdaniem Archaniołów rozpętać apokalipsę. Nadchodzi koniec i wypada go porządnie zwiastować.
Pech chciał, że Archaniołowie wybrali nieudolnego skrzydlacza, który mimo wytycznych i niemałej mocy spaprał całą robotę. Jedyne, co Gabrielowi przysparza teraz uśmiechu na twarzy to fakt, że niedługo odnajdzie miecz zdradzieckiego Michała i napełni swój kielich ludzką krwią. No i nareszcie pozbędzie się tych wszystkich kłopotów związanych z Upadłym!
Mimo wszystko są na tym i tamtych dwóch światach osoby, którym wizja końca nijak się nie podoba.
Nadchodzi koniec, a z nim On... i wszyscy wyklęci.
Po książkę „Anielski Śpiew” sięgnęłam głównie z powodu tematyki aniołów. Postanowiłam kolejny raz dać szansę pisarzowi z naszego podwórka. Przecież mamy tylu wybitnych autorów, więc dlaczego nie szukać następnych perełek? Czy postąpiłam słusznie?
„Anielski Śpiew” to pierwszy tom „Anielskiej Apokalipsy”, jest to także debiut Adriana Turzańskiego. Motyw Aniołów jest dość lubiany wśród Polaków, korzystają z niego tak Maja Lidia Kossakowska, jak i Jakub Ćwiek. A jak poradzi sobie Adrian?
Niestety muszę powiedzieć, że jestem nieco zawiedziona lekturą. Kilka razy zabierałam się za nią i jakoś ciężko było mi dobrnąć do końca. Spodziewałam się czegoś więcej, niestety tym razem mój głód nie został zaspokojony. Widać, że autor sporo czasu poświęcił nauce o zastępach anielskich, gdyż możemy tu spotkać całe ich rzesze – nie brakuje tutaj tych, którzy świecą największym blaskiem, jak i tych, którzy nieco już przygaśli. Autor prowadzi narrację trzecioosobową, która dość dobrze oddaje wydarzenia rozgrywające się w książce.
Niestety zabrakło mi w tym utworze akcji, która zapiera dech w piersi. Akcji, która potrafi całkowicie pochłonąć czytelnika. Niestety również mam zastrzeżenia, jeśli chodzi o samą fabułę. Pomysł był wporządku, z pewnością nie można powiedzieć, że idea nie była interesująca. Niestety wykonanie położyło nawet dobry pomysł. Moim zdaniem wydarzenia, o jakich mieliśmy okazję czytać były nieco chaotyczne. I choć działy się w różnych pięknych miejscach na Ziemi – Londyn, Moskwa, Watykan, Tokio i wiele innych – to niestety autor mało miejsca poświęcił opisowi tych miejsc. Jego uwaga była skupiona na przedstawieniu charakterów oraz mimiki bohaterów. I tutaj muszę w końcu przyznać plusa Adrianowi, ponieważ postacie były bardzo wyraziście opisane. Czytelnik mógł bardzo dokładnie im się przyjrzeć. Tego czasem brakuje w innych utworach. Szkoda jednak, że nie zostało to wypośrodkowane z innymi aspektami utworu.
Przeczytałam już kilka raczej niepozytywnych recenzji tej książki - raczej po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńFabuła i pomysł autora jakoś mnie nie przekonują... I jeszcze nie znalazłam żadnych zachwytów na tą pozycją - trudno, nie każdy debiut musi być udany :)
OdpowiedzUsuńTym razem sobie odpuszczę
OdpowiedzUsuń