Rozpoczynając lekturę „Nawet zdziczałe psy” nie sprawdziłam,
czy to początek serii, kontynuacja czy jednotomowa opowieść. Jakoś nie przyszło
mi do głowy, żeby to sprawdzić. I jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się,
że to już dwudziesty (tak 20!) tom cyklu. No ale cóż, skoro sięgnęłam już po książkę,
postanowiłam sprawdzić czy mogę ją przeczytać bez znajomości innych części.
Książka napisana jest językiem prostym aczkolwiek bardzo
obrazowym i barwnym. Autor zręcznie opisuje wydarzenia, a także przedstawia
kolejnych bohaterów. Nawet główny
bohater, czyli popijający i palący jak smok policjant, zyskał trochę mojej
sympatii. Może jego osobowość nie wyróżnia się na tle innych powieści o
podobnej tematyce, ale ten bohater ma w sobie coś takiego co przyciąga
czytelnika.
Z autorem spotykam się po raz pierwszy dlatego nie do końca wiedziałam
czego się spodziewać. Otrzymałam dość dobrą fabułę, spójną i rzeczową, nie
brakuje tutaj zaskakujących wydarzeń, a akcja ma dobrze dopasowane do fabuły
tempo. Zakończenie może zaskoczyć wielu czytelników. Znajdziemy tutaj ironię,
nieco specyficzny humor, policjanta o niezwykłej zaciekłości w prowadzeniu
sprawy oraz klimat, który przywodzi na myśli gangsterskie filmy – to wszystko
sprawia, że powieść, choć pozornie niczym się nie wyróżnia, wciąga bez reszty.
Czytelnik z zaciekawieniem poznaje kolejne fakty i próbuje rozwikłać zagadkę
razem z głównym bohaterem.
„Nawet zdziczałe psy” to klasyka kryminału. Dobra
konstrukcja to przepis na udana powieść i Ian Rankin doskonale o tym wie.
Dlatego „Nawet zdziczałe psy” polecam każdemu, kto lubi sięgnąć po dobry
kryminał, w którym można zatracić się na kilka dobrych godzin a nawet
wieczorów. Zastanawiam, się czy znajdę czas by poznać jeszcze jakąś część tego
cyklu, bo ta bardzo mnie wciągnęła i jestem ciekawa czy poprzednie są równie dobre.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Albatros
20 tom... :) nie ma to jak zacząć od środka! Cud, że dało się to w ogóle przeczytać bez znajomości wcześniejszych tomów :)
OdpowiedzUsuń