Nie powiem nic odkrywczego, gdy stwierdzę, że na tę książkę
czekały rzesze fanek Rhysa. Sama należę do tego grona i z zapartym tchem
śledziłam kolejne nowinki na portalach społecznościowych dotyczące tej serii.
Moje oczekiwania rosły z minuty na minutę. Tym bardziej, że do tej pory Sarah
J. Maas postawiła poprzeczkę naprawdę wysoko.
Już od pierwszych stron powieści wiedziałam, że to będzie
istny roller coster. Każdy z nas ma zapewne swoje ulubione serie, podczas
czytania których targają nami takie emocje, że nie sposób ich opanować. Tak
było u mnie w tym przypadku, chociaż nie wiem czy było to spowodowane samą
fabułą czy trochę zawiedzionymi oczekiwaniami wobec tej opowieści.
Pierwsze strony powieści są niczym spokojna tafla jeziora w
letni dzień – tak bym to ujęła. Ale później jak się zapewne domyślacie rozpętuje
się istna burza, której nie sposób ujarzmić. Całość czyta się w tempie błyskawicy.
Nie będzie niczym nowym jeśli powiem, że Maas dalej pisze w sposób niezwykle
obrazowy i działający z wielkim impetem na wyobraźnię. Akcja powieści gna w
tempie tornada, choć czasem jest do przewidzenia, w którym kierunku podąży.
Niemniej w większości przypadków byłam zaskoczona rozwiązaniami autorki.
Faktem jest jednak to, że nie czuję pełnej satysfakcji z
tego co mi autorka pokazała. Mam wrażenie, że stać ją na więcej. Czasami
wydarzenia były trochę dodawane na siłe, nie widziałam tej iskry, która
rozpaliła ogień w moim sercu pi pierwszych dwóch tomach. Tak jakby autorka nie
bardzo wiedziała jak zakończyć cała historię. Jakby chciała umięscić w powieści
jak najwięcej pomysłów, ale one nie do końca się ze sobą kleiły.
Niemniej „Dwór Skrzydeł i Zguby” to powieść, która mną
zawładnęła, to bohaterowie, którzy na bardzo długo zostaną w mojej pamięci. To na
pewno seria, do której jeszcze nie raz wrócę, ponieważ te emocje jakie
odczuwałam podczas poznawania kolejnych wydarzeń są nie do opisania. No i przede
wszystkim dlatego, że dzięki tej powieści w pełni mogę przenieść się do świata
Fae. To właśnie pióro autorki jest tu mocnym argumentem do poznania tej
historii. Chociaż moje uczucia po skończonej lekturze są mieszane, to serię
Dworów mogę uznać za jedną z moich ulubionych. Chociaż piszę tę opinię na długo
po skończonej lekturze, to jak widać nadal nie potrafię składnie przedstawić wszystkich
aspektów historii Rhysa i Feyry – a to chyba świadczy jedynie o tym, że całość
wywarła na mnie piorunujące wrażenie.
„Dwory” polecam każdemu kto szuka dobrej powieści
fantastycznej, pełnej niebanalnych bohaterów i niespodziewanych zwrotów akcji.
Ostrzegam, że możecie mieć ochotę rzucać książką podczas jej czytania – ale spokojnie,
to normalne w przypadku powieści Maas.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Uroboros
Ja cały czas zerkam na ten tytuł i boję się go zacząć xD Obawiam się właśnie tego, że będę zawiedziona, bo dużo osób wytyka Maas, że nie do końca przemyślany jest ten ostatni tom.
OdpowiedzUsuńBtw Podałaś w przedostatnim akapicie tytuł drugiego tomu, nie trzeciego :)