Po lekturze „Przez stany POPświadomości” Jakuba Ćwieka
zdałam sobie sprawę, jak niewiele wiem o POPkulturze. Niby sporo teraz wszędzie
informacji, no i łatwo po nie sięgnąć, wystarczy wystukać na klawiaturze
interesujące nas pojęcie czy zagadnienie a wszechwiedzący Internet wyświetli
nam miliony możliwości. Tylko nie zawsze ów Internet jest na tyle wiarygodny by
spokojnie na nim polegać. Dlatego tak cenne w owych czasach są relacje osób,
które na własnej skórze doświadczyły tego co nas ciekawi.
„Drobinki nieśmiertelności” to znów powrót z Jakubem
Ćwiekiem na tereny Stanów Zjednoczonych, by zagłębić się w temacie popkultury.
Muszę przyznać, że znów autor zaciekawił mnie swoją
opowieścią. Chociaż w książce były fragmenty, które mniej mi się spodobały, niemniej
całość oceniam dość pozytywnie. Widać, że autor starał się utrzymać równy
poziom, ale to co jest tutaj wisienka na torcie to klimat całości. Miejsca
jakie opisuje autor sprawiaja, że czytelnik w rezultacie nie do końca wie czego
się spodziewać. Podobało mi się to, że autor tłumaczy także, co było inspiracją
do napisania danego tekstu.
„Drobinki nieśmiertelności” to książka inna niż wszystkie,
to podróż do serca Ameryki. Powieść zmusza niekiedy do zastanowienia nad samym
sobą. Z pewnością nie jest to książka, którą można by zaliczyć do gatunku
fantastyki. Każdy kto się właśnie tego spodziewa będzie raczej zawiedziony, ale
ten kto szuka ciekawych zbiorów opowiadań, których inspiracje można znaleźć po
wkroczeniu w amerykański świat popkultury – powinien sięgnąć po książkę. To
ciekawa lektura niosąca wiele przesłań, a każdy znajdzie w niej coś co do niego
przemówi.
Za książkę dziękuję wydawnictwu SQN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz!